#13 twenty one pilots
Po skończonym pocałunku, szeroko się uśmiechnęłam:
- To ja może pójdę do tej łazienki... - pokazałam skrępowana palcem na drzwi i wręcz uciekłam z miejsca zdarzenia.
Od razu po wejściu oparłam ręce o umywalkę. Następnie przejechałam palcami po włosach. Spojrzałam w lustro. ,,Co ty zrobiłaś?!" - krzyczała podświadomość. Zamknęłam oczy. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Zestresowana skorzystałam z toalety. ,,A co, jeśli widzieli to Salvatore'owie?" - znów odezwała się podświadomość. ,,Pieprzyć" - odpowiedziałam jej złowrogo. Złapałam torbę i wyszłam z łazienki.
Od razu do moich uszu dotarł dźwięk gitary, perkusji i innych instrumentów. Zauważyłam tłum ludzi skupionych wokół jednego półkola - półkola na którym występowali twenty one pilots. Od razu rozglądałam się w poszukiwaniu Kim i Brian'a. Nie zauważyłam ich, dlatego poszłam do naszego stolika, gdzie ich również nie było. Wysłałam kilka SMS'ów do przyjaciółki. Schowałam telefon do torebki. Nagle poczułam mocny ścisk na ramieniu, a następnie chłód. Wstrzymałam powietrze, złączyłam powieki. Gdy zrozumiałam, że nie jestem już w niebezpieczeństwie, otworzyłam oczy. Lekki powiew wiatru dodał pewności siebie. Mój wzrok od razu znalazł sprawcę czynu.
- Powiesz mi, co ty do cholery jasnej wyprawiasz?! - Damon podniósł głos, przez co spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Czułam się jak małe dziecko, które właśnie opieprza matka - Powiesz?!
- Co widziałeś? - zapytałam lekko wystraszona
- To, co powinienem. - warknął, chodząc w kółko - Zdajesz sobie sprawę, co ten bydlak zrobił Bonnie? Co ten bydlak zrobił tobie? A co zrobił mnie?! - znów z miarę spokojnego Damona powstał bardzo agresywny Damon
- Przestań. - wręcz szepnęłam. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie przemyślałam oddania tego pocałunku. Przecież mam świadomość, kim jest Kai. Rosło we mnie poczucie winy. Brałam coraz głębsze wdechy. Powstrzymywałam się jak mogłam od uronienia łzy.
- Ej. - chłopak uniósł mój podbródek palcem, przez co automatycznie wbiłam się w jego niebieskie tęczówki - Nie chciałem, żeby ci było smutno... Po prostu nie wiem, jak mam cię inaczej uświadomić. Kai to potwór. Zła z dobrem się nie miesza.
Prychnęłam na te słowa pod nosem.
- To właśnie przeciwieństwa się przyciągają. - dodałam z uśmiechem, nadal podgryzając wargę
- Po prostu na niego uważaj, dobrze? - zapytał - Bo ja nie mam zamiaru cię potem ratować, kiedy ten psychol wykona na tobie pierdyliard eksperymentów, czarów i innego gówna i nie będziesz w stanie samodzielnie oddychać, poruszać się, żyć. - skończył, po czym normalnym krokiem wszedł do Mystic Grilla.
Nie powiem, zabolały mnie jego słowa. To tak jakby odmówił jakiejkolwiek znajomości ze mną. ,,Wyrzekł" się mnie. Znów łzy zaatakowały moje oczy. Nie chciałam się jednak bronić. Upadłam na kolana, schowałam twarz w dłoniach. Ryczałam najbardziej jak mogłam. Nagle zawibrowała torebka. Wyjęłam z niej szybko telefon.
Od: Kim
Długo cię nie było < poza tym, widziałam akcję z tym chłopakiem>, więc poszliśmy do mnie z Brianem. Kasę na taksówkę chyba masz, nie? Przepraszam za pozostawienie cię, ale wiesz... Brian chce mnie mieć dzisiaj na własność ;)
Skrzywiłam się na ostatnie zdanie. Oni chyba nie będą...? Nieee, Kim to mądra... Nie, jednak to cofam. Mogą się ruchać bez opamiętania.
Schowałam telefon, wstałam, otrzepałam spodnie z małych kamyczków i kurzu, wytarłam łzy. Spojrzałam w lusterko. Stanęłam pod latarnią (wiem jak to brzmi) i poprawiłam swój makijaż. Szybkim krokiem podążałam w stronę Mystic Grilla. ,,Przynajmniej koncert fajny" - podsumowała podświadomość.
Już miałam wchodzić do budynku, gdy nagle usłyszałam znany głos:
- Nie jest za fajnie, co?
Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się.
- To wszystko twoja wina. - warknęłam
- Ale nagadał. - zaśmiał się - ,,Zła z dobrem się nie miesza", haha - zacytował słowa Damona z uśmiechem - A Elena to niby kim była? Super złą, która zabijała ludzi na każdym kroku?
- Co ty o niej możesz wiedzieć, Kai. - skrzyżowałam ręce na piersiach
- Bardzo dużo. Nie wiem, czy wspominałem, ale jestem czarodziejem nieśmiertelnym. - uniosłam brwi z niedowierzania - Wiesz... kontakt tu, kontakt tam i proszę, jestem nieśmiertelny! - znów się uśmiechnął - Więc swoje wiem. Tym bardziej, że Elenę poznałem. Chciałem ją nawet zabić i patrz... zabiłem!
- Możesz kiedyś mówić poważnym tonem, albo chociaż, czy ja wiem... Normalnym? - przewróciłam oczami
- Elena była oazą spokoju. Piękna, mądra, uczuciowa, wrażliwa... Taka...- myślał nad słowem - ludzka. Miłość czystą ofiarował jej Stefan, który z resztą sam jest piękny, kochany i dobry... No chyba że zostanie rozpruwaczem. - spojrzałam na niego pokazując, aby ciągnął myśl dalej - Nie ważne. A Damon? O Damonie szkoda wspominać. Nigdy nie chciał się zmienić. Zabijał, zabija do dzisiaj. W końcu, skąd pobiera krew?
- Stefan też ludzka.
- Kiedyś zwierzęca. - chłopak puścił mi oczko - Teraz z torebek, z banku krwi. Przypominam, że Damon banku krwi nie odwiedza. Nadal ludzie.
- Co mi chcesz tym pokazać?
- Że Damon sam nie wie, co mówi. Niby dobro ze złem złe, a sam on i Elena to idealny przykład, że dobre. - przybliżał się do mnie - A nasz przykład jest przecież tylko i jedynie twoją walką, Ann. Chcesz przecież spróbować, ale walczysz sama ze sobą.
- Nawet jeśli, to znamy się o wiele za mało, aby być w związku. - mój oddech przyspieszył, kiedy Kai znalazł się bardzo, bardzo blisko mnie.
- Miłość od pierwszego wejrzenia, kochanie. - powiedział, po czym kolejny raz dzisiaj złączył nasze usta ze sobą. Pocałunki były delikatne, później namiętne, później znowu delikatne. Po kilku minutach w końcu odkleiliśmy się od siebie. Znów do oczu napłynęły mi łzy, duszę ogarnęło cholerne poczucie winy, a sama nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.
- Zostaw mnie do cholery! - krzyknęłam, odpychając zdziwionego chłopaka i poleciałam szybko o chłopaków. O dziwo, wszyscy znów siedzieli przy stoliku w rogu, mimo że koncert nadal istniał i pozostali klienci nadal stali przy półkolu. Otarłam łzy i przywitałam się ze wszystkimi siedzącymi przy stoliku. Usiadłam na wolnym miejscu, akurat obok Stefana.
- Stefan. - powiedziałam do niego poważnie - Musisz mi pomóc.
- A kto to właściwie jest? - powiedziała jedna z blondynek bliźniaczek
- Płakałaś? - powiedział półszeptem, po czym go szarpnęłam za rękę i wstałam
- Po prostu chodź.
Chłopak bez zastanowienia ruszył za mną. Gdy wyszłam poza budynek, znów cholerny chłód przeszedł przez moje ciało.
- Cholera. - warknęłam - Może pojedziemy do mnie? To nie będzie krótka rozmowa.
Stefan zadowolony wyciągnął kluczyki z kieszeni.
- Nigdy nie lubiłem twenty one pilots. - wzruszył ramionami i pokazał czarne BMW - Wsiadaj.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com