Truyen2U.Net quay lại rồi đây! Các bạn truy cập Truyen2U.Com. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#16 POWRÓT

- Przyjaźń?! Z przywilejami?! - Kim powtórzyła moje słowa, lekko nie dowierzając - Ty, Ann Bennett i przyjaźń z przywilejami?!
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami - Ciekawa przygoda.
- Dla ludzi takich jak JA. - podkreśliła ostatnie słowo - To ja szaleję z facetami, a ty czekasz na księcia z bajki, nie na odwrót.
- Czasy się zmieniają, ja też.
- Jakoś za dużo tych zmian w te wakacje. - podsumowała, nadal krzyżując ręce na piersiach - Dobra, nie ważne, mogę wpaść?
- Zapraszam. - wskazałam na drzwi wejściowe.
Usiadłyśmy w kuchni. Zrobiłam nam naszą ulubioną mrożoną herbatę. Rozmawiałyśmy, co zmieniło się w naszym życiu od koncertu twenty one pilots. Kim rozgadała się lekko o Brian'ie, dlatego i ja musiałam coś opowiedzieć o Kai'u.
- Z opowieści zapowiada się na naprawdę fajnego gościa. - powiedziała przyjaciółka, sącząc napój - Kiedy go poznam?
- Niedługo. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Po temacie chłopców rozpoczęłyśmy ulubione babskie ploteczki. Operacje u lasek z naszej byłej szkoły, informacje co do studiów i inne równie ciekawe tematy. Śmiałyśmy się, wygłupiałyśmy, wspominałyśmy czasy High School... przerwali nam oczywiście Salvatore'owie.
- Dzień Dobry. - uśmiechnął się Damon, zaraz po wejściu - Ja do pani. - spojrzał na Kim, użył perswazji i usiadł na jej miejscu - No, a teraz konkrety. - uniosłam brew, oczekując czegoś więcej - Musimy u ciebie zamieszkać.
- Proszę?! - otworzyłam buzię i oczy z wrażenia - Ale o co chodzi?
- Ktoś regularnie uwalnia dusze... które nas nienawidzą. - odpowiedział Stefan, wnosząc dwie walizki
- A w tych kilkuset latach naszego wampirzego życia nie było ich kilku. - dodał Damon - O, herbata - spojrzał na napój - Nic nie przebije co prawda krwi, ale dobra mrożonka nie jest zła. - nalał do kubka substancję i wypił ją kilkoma łykami - No, to co, gdzie będzie mój pokój? - wstał, rozglądając się po mieszkaniu.
- Kanapa na dole. - mruknęłam - A ty Stefan będziesz spał w sypialni babci. - po tych słowach Damon się zdenerwował, a Stefan uśmiechnął
- Dlaczego niby ten gówniarz ma mieć pewnie najlepszy pokój w tym domu?
- Hmmmm - udawałam zastanowienie - Bo ma szacunek do innych a ja mam szacunek do tego pomieszczenia?
- Ahaaa, że ja niby nie mam szacunku do innych?
- Ale to tak a little bit. - pokazałam dwoma palcami malutką odległość
- Dobra, dobra, będziesz jeszcze mnie kiedyś potrzebować. - machnął ręką i rozłożył się na owej kanapie. Stefan spojrzał na mnie z uśmiechem i poszliśmy na górę.
Kiedy stanęliśmy przed drzwiami, przypomniała mi się najważniejsza rzecz:
- Poczekaj, pójdę po kluczyk.
- Po kluczyk?
- Tak, ten pokój jest zamykany na kluczyk. - powiedziałam po czym poleciałam do swojej sypialni po kluczyk. - Proszę wchodzić. - Otworzyłam pomieszczenie. Stefan zaniemówił.
Pokój wyróżniał jeden mały element - ściany pokrywały ramki. Mnóstwo ramek, od góry do dołu, każda w innym kształcie, kolorze bądź rozmiarze. Zdjęcia babci z dziadkiem, zdjęcia Eleny, Caroline, Salvatore'ów - byli wszyscy, było wszystko. Moje zdjęcie w młodości rownież było.
Wygłupy, zabawy, poważne chwile, smutne wieczory - każde ważne wydarzenie zostało przedstawione na zdjęciach. Na mnóstwie zdjęć.
- Matko. - rzekł Stefan. Postawił walizkę ,,na wejściu" i od razu podszedł do konkretnych ramek. Niektóre go śmieszyły, przy innych poważniał. - 2008, jakbym mógł zapomnieć - mruczał. Przy zdjęciach z Eleną głęboko wzdychał. - Jakby to było wczoraj... - mówił, gładząc szybę - Ten czas cholernie szybko leci....
- Jak będziesz czegoś potrzebował, wołaj. - wręcz szepnęłam i zamknęłam drzwi
- Bennett! - usłyszałam krzyki Damona na dole. Przewróciłam oczami, po czym zbiegłam do chłopaka. Stał przy stole kuchennym, czytając jakiś dokument.
- Co to jest? - zapytałam, podbiegając do niebieskoookiego
- Co to jest? - odwrócił się do mnie - A to moja droga jest Klaus. - pokazał tekst kartki:
JESTEM!
K.M.
- - -
- Postać Klausa jest warta mniejszej uwagi. On, w porównaniu do Kai'a, zmienił się i poprawił. Mimo wszystko nagły kontakt z jego strony nie wróży nic dobrego. - zaczął Stefan, kiedy usiedliśmy we trójkę przy stoliku w salonie
- Dobra, nie ważne. Powiedzcie mi po prostu kim on jest.
- Hybrydą. - odpowiedział Damon - On jest po prostu hybrydą.
Uniosłam brew.
- To taka mieszanka wilkołaka i wampira. On jako jedyny dzierży taki mix. Przez to również uważał się za innego. Dlatego rodzinę chciał powiększyć. Robi się to za pomocą sobowtórów.... - oczy Stefana powiększyły się. Spojrzał na Damona. - Damon, cholera jasna! Przecież Ann jest sobowtórem!
- Sobo czym?
- Nie ma czasu. - brunet złapał za mój nadgarstek - Pakuj najważniejsze rzeczy, wyjeżdżamy do najbardziej zaufanej osoby, jaką znamy.
- Oświećcie mnie chociaż pod tym względem.
- - -
- On jest pierdolnięty! - podsumowała blondynka - Rozumiem, czeku chcecie u mnie zamieszkać. Oczywiście zgadzam się, mam na tyle pokoi. Poza tym, przyjeżdzają dziewczyny, może nauczą Ann czegoś pożytecznego?
Jak można się domyśleć, mieszkamy przez czas nieokreślony u jasnowłosej zwanej Caroline Forbes. Była to przyjaciółka babci i - jak się okazuje - wielka miłość Klausa. Przy niej będę bezpieczna.
W końcu ona była w stanie wyjaśnić mi, co się dzieje. Otóż jestem sobowtórem - osobą wyglądem identyczną do swojego przodka, czy coś w ten design. Taki niby bliźniak, ale nie za bardzo. Sobowtór potrzebny jest do obrzędu, dzięki któremu Klaus będzie mógł tworzyć hybrydy. Tak naprawdę, do tego potrzebna mu jedynie moja krew. W sumie to cały jej dobytek. Dlatego tak ważne jest, abym była pod ochroną.
Stwierdziłam, że czekając na dziewczyny ułożę sobie mój torebkowy bałagan. Od razu wypadł mi numer Kai'a. Może by tak z nim się skontaktować?
Wybrałam numer, doczekałam trzy sygnały.
- Cześć śliczna.
- Kai, pilnuj domu.
- Co? O co chodzi?
- Po prostu wyjechałam i chcę, żebyś zaopiekował się domem na czas nieokreślony.
- Co się stało?
- Nie mogę ci za dużo powiedzieć. Po prostu jestem w niebezpieczeństwie. Jestem w dobrych rękach, a poza tym po co ja ci to wszystko mówię? Żeby cię to czasem obchodziło. Sory, pa.
Rzuciłam telefon na łóżko i zdenerwowana wykrzyczałam się w poduszkę. Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem weszły dwie blondynki, które widziałam już w Mystic Grillu.
- Hej Ann. - powiedziały równocześnie
- Cześć... yyy przepraszam, ale nie znam waszych imion.
- Lizzie i Josie - odpowiedziały
- Słyszałam, że zaczynasz z magią. - powiedziała jedna
- Tak, powiedzmy.
- My zaczynałyśmy w baaaardzo młodym wieku. To było jakoś 7 lat, nie Lizzie?
- Myślę, że nawet wcześniej. - kalkulowała Lizzie - Nawet jako pięciolatki.
- Więc tak, nie masz się czym martwić, jak nie załapiesz. W magii wszystkie chwyty są dozwolone, dlatego pokażemy ci sztuczki, które z pewnością ci się przydadzą z Klausem.
- Walczyłyście z nim?
- Kochanie, walczyłyśmy z szatanem. Klaus u nas nie ma szans.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com