Truyen2U.Net quay lại rồi đây! Các bạn truy cập Truyen2U.Com. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#17 Pomocy...

Kilkugodzinna praca z dziewczynami naprawdę mnie wymęczyła. Czar tu, czar tam, skupianie energii... Pokazały mi nawet jak sprawić, aby nie leciała mi z nosa krew. Zamiast czerwonych plam na twarzy mam całe białe oczy przy trudniejszych zaklęciach. Nadal to nie jest zbyt ładne, ale przeżyję.
O 21:00 bliźniaczki poszły do swojego pokoju, a ja zostałam u siebie. Wyjęłam z walizki laptopa (swoją drogą, wzięłam do walizki laptopa, jestem nienormalna) i przeglądałam sobie social media, szukając czegoś... ludzkiego. Ten świat męczy, po prostu męczy.
Na facebook'u dostałam zaproszenie do znajomych od Kai'a. Chwilę po zaakceptowaniu Kim wysłała mi screena wiadomości, że zostaliśmy z Kai'em znajomymi.
- To ten?
Przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się. Kai naprawdę prezentował się genialnie na swoim profilowym, aż można się nim pochwalić.
- Tak :D
- No nie powiem, niezły jest :*
- Ej, przypominam ci, że masz chłopaka!
- Wiem, wiem... ale chyba mogę go ocenić w naszej skali?
W wieku 15 lat zaczęłyśmy z Kim pierwszy raz się interesować chłopakami na poważnie. Wtedy wymyśliłyśmy system oceniania tych, którzy nam się podobają, są z nami lub coś w tym stylu. Ocenia się w skali od 1 do 5:
1- uśmiech
2- styl
3- włosy
4- oczy
5- charakter
Oczywiście naszych crash'ów oceniałyśmy rownież za charakter - mimo że ich tak naprawdę nie znałyśmy. Pomysł z ocenianiem wydaje się być zabawny, ale naprawdę nam pomaga, gdy np. przechodzimy koło jakiegoś przystojniaka. Wystarczy, że powiemy ,,4" i już wiadomo, o co chodzi.
-I jak go oceniasz? 🤗
- Myślę, że zasługuje na mocne 4!
-Jeah! - krzyknęłam zadowolona. Wyrok Kim był dla mnie bardzo ważny. W sumie, oceniła Kai'a na maxa - w końcu nie zna jego charakteru. Uf!
Rzadko kiedy i ja oceniałam partnerów Kim. Wszyscy dobrze wiedzieli, jakich ona miała chłopaków - wysportowanych, krótko obciętych, dojrzałych i nieziemsko przystojnych. Aby o tym wiedzieć, Kim nie musiała znać mojego zdania.
Oczywiście do mnie też często zagadywali naprawdę przystojni chłopcy. Niestety byli tak tępi, że mimo urody po prostu nie da się było z nimi porozmawiać.
W przyjaźni mojej i Kim nie ma ładniejszej i brzydszej. Obie mamy podobne charaktery. Ja jedynie nie lubię zapoznawać nowych ludzi. Wtedy dziwnie się zachowuję, kreuję nową osobowość, staram się dopasować w towarzystwo. A to przecież nie o to chodzi. Kim nigdy nie miała z tym problemu. I właśnie tym się różnimy.
Po krótkim pisaniu z Kim miałam zamykać laptopa, jednak wyskoczyła mi kolejna nowa wiadomość. Tym razem od Kai'a:
- Gdzie jesteś?
Przewróciłam oczami.
- A co cię to obchodzi?
- Po prostu fajnie by było znać twoje położenie...
- Użyj zaklęcia lokalizacji, to się dowiesz ;)
- Myślisz, że nie próbowałem? 😡 Musisz być z innymi wiedźmami, albo sama zrobiłaś tak dobrą powłokę maskującą.
- To nie jest teraz ważne. Jak się to wszystko skończy to ci powiem każdy ułamek sekundy, gdzie byłam i co robiłam.
- Ale nie mogę wytrzymać nie wiedząc, gdzie jesteś.
Uchyliłam usta. Co tu się właśnie dzieje? Kai za mną tęskni, martwi się o mnie?
- To raptem kilka dni, Kai.
- Nie ważne przed kim się chronisz, ja bym cię bronił lepiej.
- W tej sytuacji tu chodzi o kontakt, nie o obronę.
- To czemu przebywasz z innymi wiedźmami?!
- Bo tak mogę, pa!
- Nie rozłączaj się!
Zamknęłam laptopa. Kai jest osobą bardzo ciekawską. Mimo wszystko jego postawa przypadła mi do gustu. Ewidentne martwił się o mnie. Może naprawdę z tego będzie coś więcej, niż zwykła znajomość? Sama nie wiem.
22:30. Budzi mnie głośne dzwonienie do drzwi. Wszyscy wstali. Słychać kroki. Słychać głos Caroline.
- Witaj Caroline.
Zapadła chwila ciszy.
- Klaus.
Nie wiedziałam, że jeden wyraz może spowodować u mnie taki strach. Drzwi od pokoju otworzyły się, wbiegły natychmiast dziewczyny.
- Spokojnie, jesteśmy tutaj.
Miały na sobie różowe piżamy, a ich włosy wyglądały zupełnie inaczej, niż kiedy u mnie były. Mimo podkrążonych oczu i wyraźnego zmęczenia były totalnie skupione i gotowe do walki. Przyszedł też Damon. Miał na sobie same bokserki i koszulkę w dłoni.
- Może byś to założył? - zapytała Lizzie, unosząc brew - Twoja klata na nas nie robi wrażenia, wujaszku.
- Wiem, ale miałem nadzieję, że Bon Bon oniemieje z wrażenia.
Rownież uniosłam brew:
- I tak nie miałabym czym się zachwycać.
Na twarzach dziewczyn pojawił się uśmiech, a niebieskooki jedynie przewrócił oczami.
- Jesteś taka sama jak Bon Bon. Żadnej różnicy, nawet w charakterze.
Na te słowa kąciki ust rownież mi się podniosły.
- Spalę wam ten dom blond suki! - krzyknął prawdopodobnie Klaus - Dajcie mi tylko sobowtóra, albo mnie wpuśćcie, pójdę po nią sam!
Dziewczyny spojrzały na siebie uśmiechnięte.
- ZAPRASZAMY! - krzyknęli równocześnie. W mgnieniu oka pojawił się wyczekiwany przez wszystkich Klaus.
Wcale nie wyglądał tak mrocznie, jak wyglądał jego opis. Tak przystojny facet mógłby być tyranem? Zastanawiające. Uśmiech też niczego sobie, jednak jest tak samo psychopatyczny, jak ten Kai'a. Dlatego w skali od 1 do 5 daję mu 3 ( ps liczyłam też charakter, który ma badziewny).
- Witajcie piękne.
Serce biło mi coraz szybciej. A co, jeżeli dziewczyny nie dadzą mu rady? Jeżeli zrobi niezapowiedziany ruch? Jeżeli zabierze mnie szybciej, niż trzeba?
Moje obawy rozwiał głośny krzyk mężczyzny. Oczy blondynek przybrały kolor czerwony. Ich prawa dłoń była wyciągnięta w stronę hybrydy. Skupione były tylko i jedynie na nim. Nie obchodziło ich nic innego. Kiedy skończyły, ten kwiczał z bólu.
- Dobry piesek. - zaśmiał się Damon
Nagle Klaus znalazł się przy niebieskookim i zadrapał jego dłoń. Damon krzyknął z bólu, a Klaus przybrał zwycięski uśmiech.
- Teraz - mówił powoli, ciężko oddychał - Proszę o dziewczynę, a od razu dam wujkowi krew. Jeżeli jednak nie będzie dziewczyny, nie będzie i wujka.
- Pierdol dalej, Klaus. Widocznie musiałem umrzeć teraz. - wysychał Salvatore
- Oddajecie Bennett? Ostatnia szansa.
- Oczywiście, że... - zaczęła Lizzie
- Tak. - odpowiedziałam, wstałam i znalazłam się koło niego. Przełknęłam głośno ślinę. Klaus uśmiechnął się do mnie, wyjął z kieszeni buteleczkę krwi i rzucił ją Stefanowi.
- Do zobaczenia - powiedział, po czym w ekspresowym tempie wyniósł mnie z domu.
- - -
- Miałeś to zaplanowane, nie? - zapytałam w samochodzie
- Oczywiście, że tak. - powiedział triumfalnie - Nie trzymam zawsze i wszędzie butelki swojej krwi, za to twoją będę nosił z dumą.
- Naprawdę? - zapytałam ironicznie
- Bonnie też szczególnie się mnie nie bała.
- Nie ma kogo. - prychnęłam
- Mimo twojego charakteru, dziękuję.
- Za co? - uniosłam brew
- Za to, że mogłem zobaczyć Caroline. Nadal piękna, nadal silna. Nadal Forbes.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam z uśmiechem. Następnie wyciągnęłam telefon, o którym wcześniej zapomniałam. Spoglądając na kierującego Klausa, napisałam wiadomość do Kai'a.
Do: Kai
Dobra, teraz się cholernie boję. Jestem z Klausem, gdzieś mnie wiezie. Pomocy!
Wysłanie wiadomości wydało charakterystyczny dźwięk. Mikaelson zatrzymał samochód, po czym odwrócił się i spojrzał na moje dłonie, gdzie był telefon.
- Miało być miło. - potrząsnął głową. Wyjął z szufladki szmatkę i chloroform. Wiem, co zamierzał zrobić i co z resztą zrobił - sprawił, że moje ciało po chwili spokojnie opadło, a moje myśli powędrowały do krainy pełnej iluzji, smoków, babci i snów...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com