9. Śmiało. Nie krępuj się.
Powoli podniosłam powieki, ale jedyne co zobaczyłam, to była oślepiająca jasność. Natychmiast z powrotem zacisnęłam oczy. Po kilku chwilach ponowiłam czynność. Tym razem poszło mi znacznie lepiej. Nie widząc wciąż wyraźnie, zaczęłam delikatnie pocierać oczy palcami. Po tym wszystko nabrało kształtów, konturów i wreszcie mogłam zobaczyć w swojej całej okazałości biały sufit ze staroświecką lampą. Przypomnienie sobie gdzie właśnie znajduję się, potrwało kilka kolejnych minut.
Biały sufit. Lampa. Pokój. Mieszkanie. Dziadkowie. Po połączeniu wszystkich faktów uświadomiłam sobie, że jestem u dziadków w Polsce i w tym momencie korzystam z ich gościnności.
Na oślep macałam ręką wokół siebie w celu odnalezienia telefonu, który jak się okazało leżał wraz ze mną w łóżku.
8:30
Pora wstać i zapytać się babci czy aby na pewno nie chce mojej pomocy w jakichś domowych pracach. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Włosy, które do tej pory były rozrzucone po poduszce spadły w nieładzie na moją twarz. Mlasnęłam ustami z powodu suchości panującej w ustach zawsze po nocy i ponownie przetarłam oczy, następnie przenosząc je na moją głowę, tym samym robiąc jeszcze większy busz niż miałam wcześniej.
Wsadziłam stopy w mięciutkie kapcie, a na ramiona zarzuciłam miękki szlafrok i powoli podreptałam do kuchni, gdzie zastałam już rześką i uśmiechniętą babcię.
- Dzień dobry wnusiu. - zaszczebiotała.
- Dzień dobry babciu. - ledwo udało mi się mruknąć.
- Co byś chciała na śniadanie złotko? Naleśniki, jajecznicę czy po prostu kanapki? - uwielbiam jak się mną tak interesuje.
- Hmm... - zaczęłam się zastanawiać - Może kanapki... A masz może płatki? - nagle do głowy wpadł mi lepszy pomysł.
- Płatki, płatki - mruczała pod nosem przeszukując szafki - O! Są. Czekoladowe kulki. Mogą być? - zapytała z nadzieją w głosie zupełnie jakby miała nagle przejść mi na nie ochota.
- Oczywiście. - mój entuzjazm do co jedzenia czasem mnie przerażał - Jak już zjem, to może bym Ci w czymś pomogła? Trochę mi głupio siedzieć i nic nie robić. - uśmiechnęłam się z zawstydzeniem.
- Nie, nie Hee. Nie trzeba. Poradzę sobie, a w razie co mam przecież dziadka. - puściła mi oczko - Ty wykorzystaj swój wolny czas i polataj po mieście. Może spotkasz jakiegoś chłopaka i utrzymacie kontakt, będziecie się spotykać, a za jakiś czas on poleci do tej twojej Korei i oświadczy ci się i będziecie mieć małe śliczne dzieciaczki. Ah już nie mogę doczekać się prawnucząt. Kochanie, ja niestety robię się co raz starsza, a nie co raz młodsza. - coś mi się babcia chyba za bardzo rozmarzyła.
- Yyy... tak babciu. To doskonały pomysł. - nie wydaje mi się żeby tak było, ale nie chcę jej bezsensownie denerwować.
- Cudownie. - zaszczebiotała - To kończ jeść i leć na miasto. - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Po śniadaniu pozmywałam po sobie naczynia, ubrałam się, umalowałam i byłam gotowa ruszać na podbój Warszawy. Nie byłabym sobą gdybym po drodze nie weszła po kawę. Oczywiście zaszłam do jednej z bardziej popularnych kawiarenek, bo a nóż kryje się tam moja wielka, niespodziewana miłość, jak to mówi babcia. Tak, dalej będę sobie wmawiać.
Za bardzo nie wiedząc co mam ze sobą zrobić poszłam do największej galerii handlowej w mieście i obeszłam chyba wszystkie możliwe sklepy z ubraniami i butami. Oczywiście po drodze spodobało mi się kilka drobiazgów i postanowiłam w drodze wyjątku, nabyć je. Zadowolona z udanego przedpołudnia stwierdziłam, że wypadałoby ogarnąć dworzec i linie jadące na lotnisko, żeby w dniu wyjazdu nie robić sobie niepotrzebnego problemu. Nie przemyślałam tylko jednej rzeczy, a mianowicie tego, że po tych hektolitrach kawy zachce mi się do toalety.
Znalezienie takiego miejsca na dworcu, a tym bardziej w stolicy nie powinno być trudne, ani zbytnio skomplikowane. Jak bardzo się myliłam. Miałam wrażenie, że kręcę się w kółko i nic konkretnego nie pojawi się za następnym rogiem. Wreszcie skierowałam swoje spojrzenie na tablicę informacyjną, na której było napisane, iż za nią znajduje się łazienka.
Logicznym jest, że jak gdzieś jest taki napis, to za nim musi również kryć się toaleta. Ruszyłam więc przed siebie dziarskim krokiem, ale po kilkunastu metrach zamiast zobaczyć ziemię obiecaną, ujrzałam jakieś brudne drzwi i ogromną windę. Nie mając innego wyboru przywołałam ją guzikiem i wsiadłam rozglądając się zdezorientowana po jej wnętrzu. Było ogromne. Dwa panele po przeciwnych końcach i zero luster w środku. Trochę strasznie, ale co zrobisz. Podeszłam do dalszych przycisków i w tym momencie usłyszała, za swoimi plecami krzyki jakiegoś chłopaka.
Gdy obejrzałam się przez ramię, ujrzałam znajomego rudzielca w masce z samolotu i stado dziewczyn biegnących za nim. Wyglądało na to, że chyba go gonią.
- Poczekaj jeszcze na mnie! - w momencie, w którym tylko przekroczył próg windy, nacisnęłam guzik zamykający drzwi i niewiele myśląc wybrałam jeszcze ten z napisem "-1" - Dzięki za pomoc. Uratowałaś mi tyłek. - sapnął, wciąż łapczywie łapiąc powietrze, po widocznie wykańczającej ucieczce.
- Nie ma sprawy. - machnęłam ręką, zupełnie tak jakbym chciała zamieść tą sprawę pod dywan - A swoją drogą, cóż za niespodziewane spotkanie. Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Tak. Naprawdę niespodziewane spotkanie. - na jego twarzy musiał pojawić się uśmiech, bo jego oczy wyraźnie zwęziły się i uniosły ku górze, ale z racji posiadanej przez niego maski, nie mogłam tego dostrzec. Mogłam jedynie domyślać się.
W tym momencie po mojej stronie drzwi windy otworzyły się i naszym oczom ukazała się ogromna metalowa brama zamknięta na kłódkę. Mogę powiedzieć szczerze, że moje serce na chwilę stanęło ze zdenerwowania, ponieważ nie wiedziałam dlaczego po prostu nie zobaczyliśmy wejścia do podziemi i innych ludzi. Zdezorientowana obróciłam się do chłopaka,, który był nie mniej zaniepokojony niż ja.
- Wracamy na zero. Nie wiem co to w ogóle jest, ani gdzieśmy trafili. Może to winda towarowa i po prostu pomyliliśmy się? - zastanawiał się na głos.
- A te dziewczyny, które za tobą biegły?
- Ahh z tym to sobie poradzę. - zbył mnie machnięciem ręki, po czym po swojej stronie wcisnął przycisk ze znaczkiem zera, drzwi ponownie zamknęły się, a my ruszyliśmy w górę, ale niestety ku mojej jeszcze większej rozpaczy, coś zgrzytnęło, trzepnęło, zatrzęsło, a potem to wielkie metalowe pudło po prostu stanęło wciąż wyświetlając "-1".
Czyżby ta piekielna winda właśnie się zepsuła, a my utknęliśmy w środku? Pięknie. Po prostu pięknie. Zdenerwowana podeszłam do panelu znajdującego się obok Changsuna i ze złością zaczęłam wciskać guziczek z zerem.
- No działaj. Czemu nie działasz? Bądź grzeczną windą i zadziałaj. No proszę no.
- Chyba nici z tego. Nie ruszy, dopóki jej nie naprawią. - powiedział po czym lekko wzruszył ramionami.
- Ale ja chcę. Nie. Ja muszę stąd wyjść.
- Czyżby klaustrofobia?
- Nic z tych rzeczy, po prostu... - urwałam na chwilę - toaleta. - dodałam już ciszej. Nie wiedząc czemu, mówiąc to zawstydziłam się.
- Aaaa - udzielił mi zdawkowej odpowiedzi - Tak w ogóle to jestem Changsun. Nie wiem czy pamiętasz, ale poznaliśmy się w samolocie.
- Jasne, że pamiętam, jak mogłabym zapomnieć o tak wygodnej poduszce. - puściłam mu oczko.
- Jeśli pozwolisz, to zdejmę maskę. Trochę tu ciepło.
- Śmiało. Nie krępuj się. - podniosłam ręce do góry w geście całkowitego przyzwolenia.
Wtedy właśnie doznałam chyba największego szoku w moim życiu. Kiedy rudowłosy ściągnął maskę, ujrzałam chłopaka z kawiarni i z imprezy. To dlatego wydawał mi się wcześniej tak znajomy, ale mimo wszystko postanowiłam nie zdradzać, że już wcześniej mieliśmy okazję poznać się. Ciekawiło mnie czy sam wspomni o tym, że już mieliśmy przyjemność spotkać się, czy też tego nie zrobi.
Spodziewałam się jakichś słów z jego strony, ale zamiast tego usłyszałam ciche jęknięcie i zobaczyłam jak opiera się o ścianę windy, a następnie powoli zsuwa się po niej na podłogę. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie. Miał nieobecną minę jakby o czymś intensywnie myślał. Potem prawie niezauważalnie potrząsnął głową posyłając mi tak promienny uśmiech, że trudno było powstrzymać się przed oddaniem tego gestu.
- Chodź i usiądź. - wyciągnął rękę w moim kierunku - Pewnie potrwa zanim to w ogóle naprawią. - nie chcą wyjść na niemiłą, podeszłam i usiadłam obok niego - Dalej chce Ci się do toalety? - myślałam, że padnę. On serio zadał to pytanie? Nic nie odpowiedziałam tylko cicho parsknęłam śmiechem, tylko po to by za chwilę prawie leżeć na ziemi i ryczeć z rozbawienia.
- Ty tak na serio? - zapytałam rozbawiona, ale widząc jego grobową minę sądzę, że chyba był poważny - Nie, już nie tak bardzo. Teraz w sumie to bardziej mi zimno.
- To chodź. - mówiąc to wyciągnął szeroko obydwie ręce - No chodź. Nic Ci nie zrobię. Chcę tylko, żeby było Ci cieplej. - nie wiem co mu może chodzić po głowie, ale chyba jak przytulę się na drobną chwilkę, to nic się nie stanie?
- No... dobra. - odparłam z ociąganiem - Ale tylko, dlatego że sprawdziłeś się już jako bardzo dobra, ciepła i miękka podusia. - po tych słowach przysunęłam się do Changsuna jeszcze bliżej, objęłam go rękami w pasie i ułożyłam swoją głowę na jego ramieniu. Po chwili również i ja poczułam jego ręce na swojej talii.
Był tak przyjemnie ciepły, że chyba musiałam zasnąć, bo ktoś cicho wołał moje imię.
- ...Yeon, Heeyeon. Obudź się. Naprawili już windę i zaraz nas stąd wyciągną.
- Mmm... Ile spałam?
- Jakieś dwie godzinki.
- Przepraszam, nie chciałam. To było nieuprzejme z mojej strony.
- Nie, nie. Nic się nie stało. Cieszę się, że mogłem przez ten czas posiedzieć tutaj z tobą. - już po raz kolejny tego dnia zobaczyłam jego słoneczny uśmiech.
- Dziękuję.
- Za co? - spytał wyraźnie zdziwiony moimi słowami.
- Dziękuję, za bycie kolejny raz moją wygodną poduszką. - delikatnie uśmiechnęłam się do niego.
Chłopak zawstydzony odwrócił wzrok i wypuścił mnie z zasięgu swoich ramion, tylko po to by zaraz wstać i pomóc uczynić mi to samo.
Kiedy wreszcie opuściliśmy to metalowe ustrojstwo, przysięgłam sobie, że nigdy więcej nie wsiądę do jakichś wielkich i dziwnych wind.
Szybko pożegnałam się z Changsunem i udałam się w stronę domu babci. Wolałam szybko ulotnić się stamtąd zwłaszcza, że sprawiał wrażenie lekko obrażonego po moich wcześniejszych słowach. Jęknęłam na głos, ale ja jestem głupia. Czemu nie wzięłam od niego numeru? Czasem najmądrzejsze rzeczy przychodzą do głowy dopiero po fakcie.
W drodze powrotnej byłam tak zamyślona, że nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy mnie otaczali, do momentu gdy ktoś nie wpadł na mnie, a ja miałam ochotę nawrzeszczeć na tą osobę.
- Cześć Heeyoen! Cóż za niespodziewane spotkanie! Skąd się tutaj wzięłaś? - wypiszczał taran, który mnie rozkwasił. Poprawiłam włosy i ujrzałam swoją starą przyjaciółkę z Polski.
- Cześć Zuzu! A wiesz, wpadłam w odwiedziny do dziadków. Dawno się z nimi nie widziałam. A co tam u ciebie słychać? - serio stęskniłam się za nią.
- Wszystko leci po staremu. Chociaż ostatnio udało mi się złapać naprawdę ciekawą pracę.
- Ooo, a cóż to takiego tym razem? - młoda niestety miała ogromną tendencję, do ciągłych zmian miejsca pracy.
- Organizuję koncerty. Akuratnie jutro mamy w planach jakichś Chińczyków. Nie, czekaj. A może to jednak byli Koreańczycy? - zastanawiała się na głos jednocześnie drapiąc po głowie - No w każdym razie. Jeden pies. Jak chcesz i masz czas, to mogłabym pokazać ci backstage po koncercie?
- Oooo chętnie. Naprawdę. Zawsze chciałam zobaczyć takie miejsce.
- To bądź jutro w Progresji o 22:00. Wtedy mniej więcej wszystko powinno się skończyć. Wprowadziłabym cię wcześniej, ale obawiam się, że będzie taki sajgon, że zostałabyś sama, bo ja będę musiała latać po tuziny rzeczy.
- Luzik arbuzik. Jak dla mnie nie ma problemu.
Postałyśmy jeszcze chwilę rozmawiając i wspominając stare czasy, po czym pożegnałyśmy się i każda rozeszła się w swoją stronę. Jutrzejszy dzień, na prawdę będzie bardzo ciekawy.
°°°°°°
Hejka naklejka!
Wracam po dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że teraz rozdziały będą pojawiały się już regularnie, a nie z ogromnymi dziurami ;-;
Do szybkiego następnego! (Przynajmniej taką mam nadzieję ^^')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com