IX
Po wyjściu tej lasi usiadłam z powrotem i zaczęłam pocierać plamę serwetką ze złudną nadzieją, że to cokolwiek pomoże.
Wystraszona kelnerka zaczęła nas przepraszać i zapewniać, że zaraz dostaniemy wcześniej zamówione napoje. Nim zdążyliśmy zareagować w jakikolwiek sposób kobieta zniknęła z naszego pola widzenia.
Z ciężkim sercem stwierdziłam, że to brązowe coś nie zejdzie tak łatwo z mojego sweterka. Zrezygnowana westchnęłam cicho, a przynajmniej wydawało mi się to w miarę ciche. Niestety chyba takie nie było, bo Lay od razu podniósł na mnie swoje pytające spojrzenie.
- O matko! - wykrzyknął - Jaką ty masz wielką plamę. - no jakbym nie wiedziała.
- Gratuluję odkrycia. - mruknęłam sarkastycznie.
- Wracamy. - zarządził - Trzeba to natychmiast zaprać, bo inaczej nie zejdzie.
- Oj bez przesady. Dam odplamiacza do prania i po krzyku. Zero stresu.
- Nie ma takiej opcji. Zbieramy się. - nie powiem, podoba mi się taki stanowczy. Czekaj co?
- Ale... ale kawa. - jęknęłam, chyba zbyt płaczliwym tonem, bo jego mina wyrażała jedynie lekkie zdziwienie i skonsternowanie - Chociaż ją wypijmy. Potem możemy iść. - Panie i Panowie, a teraz firmowa mina numer pięć obrazująca proszącego szczeniaczka.
Chłopak niczego nie odpowiadając podniósł się i zsunął ze swoich ramion marynarkę, którą potem założył na moje. Dla tego kto zgadnie po co on to zrobił sprezentuję worek brokatu.
Otóż nie, nie było mi zimno. Ta przebiegła bestia zrobiła to po to, żeby zakryć wielką plamę. Moje serduszko się roztapia. Serio. To było takie miłe, urocze i... kochane, że normalnie mnie zatkało. Nie spodziewałam się tego, że może przytrafić mi się coś rodem z tych wszystkich opowiadań, które czytam w hurtowych ilościach.
- Dz-dziękuję. - wydukałam, czerwieniąc się paskudnie. W odpowiedzi usłyszałam jednie cichy śmiech.
Chwilę później ta sama kelnerka przyniosła nam nasze zbawcze napoje, razem z dwoma kawałkami ciasta.
- Na koszt firmy. - uśmiechnęła się ciepło i odeszła. Niby z jakiej racji ja się pytam, skoro zaistniała wcześniej sytuacja nie była nawet jej winą? No w każdym razie ja nie będą narzekać. Póki mam jedzenie jestem szczęśliwym ziemniaczkiem.
***
Godzinę potem wyszliśmy z kawiarni i teraz zmierzaliśmy powolnym krokiem w kierunku naszych domów. Od momentu feralnych kilkunastu minut w lokalu, Yixing cały czas trzymał mnie za rękę. Zupełnie jakby się bał, że mu ucieknę albo porwą mnie kosmici wsysając na pokład statku takim fajnym niebieskim promieniem. Nevermind. To tylko mój dziwny mózg.
~ Ty się ciesz, że on jeszcze od ciebie nie uciekł...
~ Czym paszczaka zamkniętego.*warczy*
Po chwili ocknęłam się z moich jakże interesujących rozmyślań i dopiero po chwili zorientowałam się, że stoimy pod wieżowcem, w którym mieszka chłopak.
- Eee, a można wiedzieć co tu robimy? O ile mi wiadomo nie mieszkam tutaj, tylko kawałek dalej.
- Przecież nie puszczę cię do domu całą uwaloną, bo jeszcze rodzice tak się przerażą, że cię więcej nie wypuszczą na żadną randkę ze mną.
- Zdziwiłbyś się. Stwierdziliby, że to przez moją wrodzoną niezdarność i wiecznego pecha. - zaśmiałam się lekko zakłopotana.
- Ja tam żadnego pecha, nie zauważyłem. - uśmiechnął się delikatnie. To pewnie przez ciebie. Jesteś takim moim jednorożcem szczęścia i chyba odganiasz wszystko co złe.
Nastała niespodziewana chwila ciszy.
Momento. Przecież ja to tylko pomyślałam, nie? Czy może byłam takim debilem, że powiedziałam to na głos?!
- Na prawdę tak uważasz? - zapytał uradowany - Też wierzysz w jednorożce?
No powiem uczciwie, że po raz kolejny tego dnia zabrakło mi słów.
- Ja... no tak. Oczywiście, że tak. W ogóle co to za dziwne pytanie. Halo. Kto w dzisiejszych czasach, w nie nie wierzy. - jego dźwięczny śmiech wystarczył mi za odpowiedź, że tym razem nic mi się nie wymyśliło - Coś czuję, że chyba nam czegoś do tego ciasta dosypali, i dlatego było darmowe. - dodałam, po czym razem wybuchliśmy śmiechem.
W trakcie rozmowy udało nam się wdrapać po schodach pod drzwi chińczyka i po przekroczeniu progu zostałam zaciągnięta do łazienki.
- Rozbieraj się. - że co proszę? - No zdejmij ten sweter i zapierzemy go.
- To może byś z łaski swojej wyszedł? Czy zamierzasz tak stać i urządzić sobie darmowy striptiz?
Jego reakcja była natychmiastowa. Zrobił się tak czerwony, że śmiało mógłby konkurować z kilogramem buraków i pomidorów jednocześnie.
- Yyyy to ten, no ja się kopnę, po coś dla ciebie do przebrania, czy coś. No w każdym razie już mnie tu nie ma i wychodzę. - boże uwielbiam jego reakcje, kiedy jest zawstydzony, a zwłaszcza przeze mnie. Leję mentalnie.
Jak powiedział, tak zrobił i już po dłuższej chwili spędzonej w łazience miałam na sobie jego przydługą, biała koszulkę. Natomiast sweter wylądował w lodowatej wodzie, w umywalce, a ja podreptałam do kuchni za właścicielem mieszkania i siadłam na, swoją drogą całkiem ładnym krześle, które stało przy małym stole. Obserwowałam jak krzątając się po kuchni szuka czegoś.
- Chcesz herbaty? - pytanie z dupy, ale jak w grę wchodzi ten cud, to jestem trzy razy na tak. Bez względu na sytuację. Pokiwałam szybko głową i po kilku minutach dostałam zbawienne ciepełko umieszczone w ślicznym kubeczku w jednorożce. Heh, znowu jednorożce.
Siedzieliśmy tak w ciszy i siorbaliśmy napoje, do momentu, w którym chłopak odłożył swoje naczynie na blat i zdecydowanym krokiem podszedł do mnie obejmując delikatnie i zaplatając swoje ręce wokół mojej talii.
Ani on, ani ja nie odezwaliśmy się słowem. W sumie co ja miałam w takim momencie powiedzieć? Że mi ciepło i przyjemnie i w sumie mógłby robić tak częściej? No proszę Was. Przecież to by było głupie i tak czy siak nie przeszłoby mi przez ściśnięte gardło.
W czasie kiedy prowadziłam wewnętrzny monolog o swoich głupich myślach, Lay pochylił się nade mną, pocałował w czubek głowy, po czym oparł się o nią swoim policzkiem, a prawą dłoń przeniósł na moją szyję i kciukiem zaczął kreślić małe kółeczka. Okeeej, zaczyna robić się coraz dziwniej.
Potem ta sama ręką przeniosła się na mój policzek, a ja już wiedziałam co się święci. Jak zaczarowana patrzyłam się w śliczne brązowe oczy brązowowłosego, gdy ten powoli zmniejszał odległość między nami. Kiedy poczułam jego oddech na swoich ustach, doszłam do stwierdzenia, że tak właściwie to czekałam na to cały dzisiejszy dzień. Normalnie odkrycie życia, nie? Miałam wrażenie, że moje serce bije sto razy szybciej niż normalnie i z każdą możliwą chwilą jeszcze bardziej przyśpiesza.
Jeszcze trzy centymetry, dwa, jeden...
I wtedy usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Ktokolwiek to jest zajebię go.
°°°°°°°°
Miało być szybciej, ale chemia pokrzyżowała mi plany... Nie polecam studiów ;-; Do tego uważam, że zwaliłam trochę mocno ten rozdział.
Suuugarrr
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com