XIV
Stałaś sobie spokojnie pod prysznicem i rozkoszowałaś się ciepłym strumieniem spływającym po Twoim ciele. Nagle ktoś zaczął mocno walić w drzwi do łazienki. Przez szum wody nie mogłaś zrozumieć sensu krzyków tej osoby. Zakręciłaś kurki i zawołałaś w stronę odgłosów. W tym samym momencie drzwi wyleciały z zawiasów, a w nich zobaczyłaś rozwścieczonego Jungkooka. Z przeraźliwie głośnym wrzaskiem zaczęłaś zakrywać się rękami, by w ostatecznym przypływie mózgu, chwycić za ręcznik i okryć się nim.
- Gdzie jest ten gnojek? - wywarczał przez zaciśnięte zęby.
- Na końcu korytarza. - pisnęłaś przerażona i pokazałaś palcem odpowiedni kierunek. Tak szybko jak zobaczyłaś swojego chłopaka, tak szybko zniknął. Słyszałaś tylko odgłosy szybkiego chodu, trzask drzwi, stłumione wrzaski i jakieś dziwne dźwięki, potem znów kolejny trzask i zbliżające się kroki. W pomieszczeniu ponownie pojawił się Kook. Tym razem był lekko potargany i miał delikatnie rozciętą wargę. Podszedł do Ciebie pewnym krokiem, chwycił w pasie i zarzucił sobie na ramię jak worek ziemniaków. Wciąż będąc w szoku nawet nie protestowałaś. Dopiero zaczęłaś wyrywać się kiedy wyszliście na zimne, grudniowe powietrze.
- Postaw mnie! Co się stało?! - biłaś chłopaka pięściami po plecach.
- Ten kretyn odebrał Twój telefon i powiedział mi, że kąpiecie się razem! - usłyszawszy jego wrzask natychmiast przestałaś miotać się - Jak to usłyszałem to od razu tu przyjechałem! Myślałem, że go zabiję gołymi rękami!
- Że co?! - teraz to Ty zaczęłaś wrzeszczeć - I co mu zrobiłeś?!
- No jak to co?! Dostał po mordzie i oświadczyłem, że zabieram co moje! - po tych słowach klepnął Cię po gołej nodze - A teraz będziesz grzecznie siedzieć i poczekasz aż pójdę po Twój bagaż. - otworzył drzwiczki różowego garbusa, którego właścicielem był Seokjin, wrzucił Cię na przednie siedzenie i drugą ręką sięgając do tyłu podał Ci koc - Masz i okryj się. Nie chcę żebyś była chora. Plus Jin zabije mnie jak zafajdasz mu te różowe futro tą pianą z włosów. - wskazał palcem na tapicerkę - A Ty jej pilnuj. - odwróciłaś się i na siedzeniu kierowcy zobaczyłaś nikogo innego, jak właściciela auta. W tym czasie Jeon wyjął krótkofalówkę z kieszeni spodni i zaczął coś gadać, że akcja sklepać glonojada przebiegła pomyślnie i można wycofywać się.
Byłaś kompletnie zdezorientowana i nie miałaś zielonego pojęcia co się tutaj właśnie stało. Skierowałaś swoje spojrzenie na matkę tego domu wariatów, ale to co zobaczyłaś utwierdziło Cię tylko w przekonaniu, że to musi być zły sen. A mianowicie Seokjin najwyraźniej nudząc się, szturchał palcem pluszowe kostki zwisające z lusterka, w ogóle nie zwracając uwagi na Ciebie.
Twoją uwagę przykuło sześć postaci wychodzących z dormu Rectangle. Podbiegli do auta i od razu zaczęli pakować się do środka. Ktoś wrzucił Twoją walizkę do bagażnika razem z liderem, bo stwierdził, że w środku nie ma już dla niego miejsca. Na tylnym siedzeniu z brzegu usadził się Yoongi, który ze spodni wyciągnął pistolet na kulki i zaczął się nim bawić, udając prawdziwego gangstera. Pośrodku Taehyung z Jiminem na kolanach, a na końcu Hobi, który bardzo narzekał, ale w końcu użyczył Kookowi swoich dolnych kończyn, bo ten zagroził, że będzie siedział na dachu, a nogi spuści do środka pojazdu przez szyber dach. Z wielkim jękiem samochód ruszył powoli naprzód.
Wtedy poczułaś delikatne i z czasem trochę mocniejsze, pojedyncze puknięcia w nogę. Wiedziałaś, że Jungkook był narwany po akcji z Jinsoo, ale mógł sobie odpuścić macanie Cię przy kolegach. Odwróciłaś się, zamachnęłaś i z całej siły przyłożyłaś mu prosto w łeb.
- Ała! Za co to? - zapytał się poszkodowany, rozmasowując bolące miejsce.
- Za macanie mnie przy kumplach! - odpowiedziałaś obrażona.
- Ale ja Cię wcale nie dotknąłem! - od razu zaprotestował.
- Ups, to ja. - usłyszeliście Suge - Wiedziałem, że jesteś gruboskórna, ale nie że aż tak, żeby nie poczuć większego bólu przy postrzale z plastikowej kulki. - zignorowałaś jego wypowiedź, ale teraz jemu też chciałaś przywalić. Niezrażony niczym chłopak kontynuował - Zmieniłbyś w końcu tą tablice rejestracyjną Jin. Jest obciachowa. - marudził dalej.
- Co ty od niej chcesz? Jest świetna. Nikt nie ma takiej samej.
- A co na niej jest? - zapytałaś zainteresowana.
- Z drogi śledzie, princessa jedzie. - odpowiedział z dumną chłopak, na co Ty tylko parsknęłaś śmiechem - To gdzie teraz jedziemy?
- Odstawimy Cię do hotelu. Po comebacku wracasz do domu. To postanowione. - w tym samym momencie usłyszeliście jakieś niewyraźne krzyki z bagażnika, na co Jin tylko przyhamował i niemal od razu do Waszych uszu doszły jęki bólu i jeszcze głośniejsze groźby rychłej śmierci.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com