Rozdział 2|Spotkanie po latach...
Dzisiaj wyjeżdżam do Greenwich, tam bedę studiować magię. Spakowałam praktycznie połowe swojego pokoju, po czym moja siostra Smell dziwiła mi sie jak to wszystko zmiesciłam do mojej malutkiej torby na same książki. Po względnym wytłumaczeniu, powiedziałam że musiałam użyć zaklęcia zwiększającego. Oczywiście torba była swoich rozmiarów, ale za to wnetrze sie zmieniło. Było o wiele więcej miejsca na ciuchy, książki, buty i przede wszystkim moją różdżkę dla której specjalnie przyszyłam dadatkową kieszonkę przy torbie.
-Gotowa? - zapytała Smell.
-Tak gotow...
Zza drzwi ktoś krzyknał donośnym tomem że czas ruszaćwiec wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach, ale tym razem uważając na Puszka który sobie smacznie spał na ciepłych od słońca stopniach.
Zeszłam z torbą i siegnęłam po kanapki na drogę.
-Miłej podruży! - krzyknęła Smell kiedu już byłam zza drzwiami.
- - - - - - - - -*W Pociągu*- - - - - - - - - - - - -
Usiadłam w przedziale z bandą dzieciaków, ale na szczęś ie nie było tak źle. Lecz w którymś momencie się wkurzyłam bo jeden dzieciak zaczął zadawać mi dużo pytań i wtedy urzyłam zaklęcia wyciszenia po którym wszyscy siedzieli cicho.
~Stacja kontrolna! - krzyknął przez radio konduktor i zatrzymaliśmy się na stacji przed Greenwich.
=Jeszcze jedna stacja... - pomyślałam i przysnęłam lekko.
Po dosłownie kilku minutach dzieciak siedzący obok szturchnął mnie i wtedy się obudziłam.
Spojrzałam przez okno w przedziale i zauważyłam Uniwersytet Magii W Greenwich.
Zachwycona złapałem za torbę, której nie było na górnej półce i wtedy zorientowałam się że leży obok mnie na drugim siedzeniu. Sięgnęłam po torbę i wysiadłam z przedziału. Po chwili wróciłam żeby oczarować dzieciaka siedzącego cicho po czym wybiegłam na główny korytarz. Przebiegłam obok przedziału z absolwentami. Stanęłam za panią w rudych włosach i czekałam aż się zatrzyma pociąg.
-Stacja końcowa GREENWICH! - krzyknął konduktor i drzwi się otworzyły. Z góry zakładam że niezły tłok był na peronie ósmym.
Wysiadłam i usłyszałam krzyki dochodzące na końcu peronu.
Stała tam dziewczyna z kartka na której było napisane:
,,Uniwersytet Magii W Greenwich"
Podeszłam do dziewczyny i podlegała po ramieniu, nagle się odwróciła i najerzyła jak kot.
-Przepraszam, nie chciałam ciebie przestraszyć - powiedziałam i wystawiam białe kły do przodu.
-Ahhh to ty.. A-A...
-Alison , mogę ci pomoc z bagażami - powiedziałam i pomogłam dziewczynie zanieść te wszystkie graty do akademika.
Na wejściu przywitał nas sam dyrektor, który z śmiechem przywitał mnie w akademiku.
-Zaraz przyjdzie Leo po ciebie, Alison i zabierze Cię do waszego wspólnego pokoju - powiedział dyrektor.
Kiedy usłyszałam imię z dawnych czasów w lesie Greenwich (sorka za nazwę ale nie wymyśliłam innej).
Po schodach zszedł Leo z jakąś dziewczyna, po czym jak przejrzałam się jej bardziej zauważyłam w niej Grace.
-A-Alison?! - krzyknął na cały korytarz Leo po czym złapał mnie i Grace za rękę.
Pobiegłam za nim, niestety musiał mnie trzymać za rękę wiec nie miałam wyjścia. Zmęczona podruży marzyłam tylko o jednym... położyć się spać i wstać następnego dnia wstać na zajęcia. Niestety okazało się że nie ma zajęć bo są odwołane, więc popołudnie mogę spędzić sama zagłębić się w swoją lekturę.
Kiedy po głupiej wycieczce po korytarzu akademika dotarliśmy do właściwego pokoju. Weszliśmy do środka, przed moimi oczami ukazał się burdel, po prostu nazwijmy to po imieniu. Wszędzie było porozwalane ciuchy i inne rzeczy Leo. Jedno mnie zdziwiło a natomiast to że po drugiej stronie było czysto i przytulnie. Nawet sam pokój nie był taki zły jaki się wydawał, tylko sam współlokator mi nie odpowiadała JAKOŚ. Usiadłam na czystym kawału na łóżku Leo, który nerwowo spacerować w ta i z powrotem, aż w końcu się zatrzymał.
-Czemu akurat ty?! - krzyknął Leo a Grace się przyglądała nam jakby stąd to znała.
Leo sobie trochę pokrzywka aż w końcu przerodziła się to w kłótnie. Taka sama jak kiedyś...
-Ty potworze, specjalnie to zrobiłaś! - krzyknął i znów we mnie coś pękło.
Grace to zauważyła i chciała podejść ale Leo ja zatrzymał. Co sił wybiegłam z pokoju zostawiając swoje rzeczy na środku wejścia. Biegłam przez główny korytarz aż w końcu na kogoś wpadłam. To było wszystko niechcący, oczywiście wyjąkalam z siebie kilka słów na swoje wyjaśnienie ale chłopak na którego wpadłam od razu wiedział co się stało i zaczął mnie pocieszać.
-Będzie dobrze... a po za tym jestem Ash! - powiedział i podał mi rękę żebym wstała za brudnej, zimnej podłogi.
-Tak myślisz? - zapytałam się wprost.
-Taaak kiedyś też tak miałem, ale jak w końcu zacząłem się samo okaleczać i głównie przez swoją dziewczynę to po kilku latach wylądowałem poważnie w szpitalu, mój stan był krytyczny, a gdyby nie pomoc moich bliskich nie dał bym rady wyjść z tego sam, masz rodzinę? - w końcu o to zapytał Ash.
-Siostrę i kota Puszka, mieszkam na wsi wiec wiele świeżego powietrza mam, i wiele czasu do nauki... a ty gdzie mieszkasz? - zapytałam się Ash'a.
-Ja mieszkam w lesie Sherwood. Mała chatka na początku drogi do Greenwich a na obrzeżach lasu Sherwood - powiedział i się uśmiechnął.
Na jego twarzy oprócz chusty nie gościło nic, ale w końcu się przełamał i uśmiechnął.
-Ściągniesz chustę? - zapytałam.
-N-nie...
-Proszę, zrób to dla mnie...! - powiedziałam i złapałam go za rękę.
-Ehh... no dobrze - powiedział i zdjął chustę zza której pojawiły się rany po samo okaleczeniach. Patrzyłam się ale po chwili ktoś a raczej coś odwróciło moja uwagę.
Pierwszy raz od kilku dobrych lat przełamał się i go pocałowałam.
Ale to nie trwało zbyt długo.
Po sekundzie zostałam odepchnięta przez Ash'a.
Kolejny raz potraktowana jak jedną przygodę, załamana wróciłam po swoje rzeczy do pokoju Leo.
Stanęłam w drzwiach i płakałam się aż w końcu Grace podeszła i mnie przytuliła. Leo przeszedł koło mnie obojętnie, a ona się zatrzymała i podała mi dłoń na przeprosiny.
-Przepraszam Alison... - powiedziała i w końcu sama się rozplakała.
Siedziałyśmy na moim łóżku aż w końcu przyszedł Leo. Widać było że się bił. Przeszedł obojętnie obok mnie nawet nie mówiąc mi cześć.
W końcu Grace tego nie wytrzymała i powiedziała...
-Jak możesz być taki okrutny dla swojej przyjaciółki...
- I tu ci przerwę, ona nigdy nie była moją przyjaciółką... - powiedział i zorientował się że siedzę na łóżku.
Sięgnęłam po książkę i wyczarowałam bańkę, po chwili Siedziałam w środku od izolowana od Leo i Grace.
Kłócą się jak to zwykle oni, od poczatkow mojej przyjaźni z Grace, i tak było zawsze. Grace stawała po mojej stronie a Leo trzymał się swojej strony.
Nagle krzyki ucichły a Grace wybiegła z pokoju zatrzaskujac za sobą drzwi od naszego pokoju.
-To wszystko przez ciebie! - krzyknął na mnie Leo, aż moja bańka pękła.
Przestraszona usiadłam w kocie w samiusieńkim rogu ściany. Kiedy już przymierzał się do uderzenia ktoś zapukał do pokoju i otworzyły się drzwi w których stanął Ash z Grace.
Leo odwrócił się i zrobił przestraszone oczy.
Ash przeszedł obok Leo i podał mi rękę, Grace wzięła Wszystkie moje rzeczy i poszliśmy do Ash'a do pokoju.
Szliśmy dobre piętnaście minut, bo były tłumy dzieciaków, i nie tylko.
-To ja pójdę zanieść walizki i pójdę do siebie... - powiedziała Grace i wyszła z pokoju.
-Alison...
-Nie tłumacz się, oszczędź sobie i mi czasu, nie warto marnować na mnie swój ceny czas... - powiedziałam i położyłam się spać.
Leżałam tak aż się ściemniło, odwróciłam się i zobaczyłam Ash'a siedzącego, a raczej śpiącego na biurku. W ręku trzymał kwiaty.
Nie zwlekaj wzięłam od niego kwiaty i za pomocą zaklęcia przeniosłem go na łóżko, kwiaty włożyłam wody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com