Truyen2U.Net quay lại rồi đây! Các bạn truy cập Truyen2U.Com. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


Olek

,,Życie bo­li...ta­tuaż da się znieść''

Zapinam swoją czarną koszulę pod samą szyją i przeglądam się w dużym lustrze, ustawionym    w korytarzu. Sam nie wiem. W krawacie? Bez krawata? Jak będzie lepiej? ... Raczej bez. Pewnie będzie tylko mnie drapał. Przesuwam palcami po dłuższych z przodu włosach, układających się w niesforną czuprynę i oglądam dobrze swoją twarz. Zawsze nosiłem niewielki zarost. To mój znak rozpoznawczy. Musiałem jednak wstąpić wczoraj na ostatnią chwilę do barbera, żeby skrócił moją brodę. Nie miałem ostatnio na to czasu i lekko ją zapuściłem. A dzisiaj pasowało jakoś wyglądać. Mimo że nie lubię uroczystości, na które trzeba ubrać się elegancko. To nie mój styl. Wolę dresy, wygodny podkoszulek i trampki.

Niestety, mimo starań, nie wyglądam najlepiej. Mam cienie pod oczami i przekrwione oczy. Jestem tym wszystkim strasznie zmęczony. Cały wczorajszy dzień spędziłem z rodziną Rafała        i pomagałem im w organizowaniu dzisiejszego dnia. Jeździliśmy po okolicznych restauracjach, kwiaciarniach i kościołach. Załatwialiśmy wiele spraw, od których pękała mi już głowa. Położyłem się do łóżka po dwudziestej drugiej, nie biorąc nawet prysznica. Oczy same mi się zamykały. A jakby tego było mało, od rana musiałem się ogarnąć.

Biorę z krzesła marynarkę i zarzucam ją na ramiona. Mam szczęście, że na ostatnią chwilę udało mi się kupić garnitur dobrze na mnie leżący. Ostatni raz założyłem taki strój na zakończenie ostatniej klasy. Czyli ładnych sześć lat temu, jeśli mam być szczery. Wbiegłem do pierwszego lepszego sklepu i chwilę mi zajęło znalezienie czegoś odpowiedniego. Dobrze, że odkładam pieniądze i było mnie stać na taki wydatek. Inaczej byłoby kiepsko. Musiałbym kombinować.

Wiosna dopiero się zaczęła, więc chłodny wietrzyk sprawi, że nie będzie może tak duszno na dworze. Pryskam się perfumami i wychodzę z mieszkania. Wynajmowałem je kiedyś razem           z Kamilem, który obecnie przebywa w Norwegii. Nie mamy ze sobą już kontaktu, a teraz płacę za nie sam. Zarabiam wystarczająco, żeby pozwolić sobie na takie nie za wielkie, dwupokojowe        z kuchnią i łazienką. Nieczęsto bywam w domu, więc panuje tu porządek. W razie jakby ktoś chciał wpaść z niezapowiedzianą wizytą. No może poza praniem. Nienawidzę prać. Sterta ciuchów w koszu na bieliznę czeka, aż się pofatyguję.

Czas na mnie. Schodzę na parking i otwieram drzwi auta. Włączam radio i zaczynam wsłuchiwać się w audycję. Słuchacze próbują wygrać milion, wybierając sejf. Dla mnie jest to śmieszne, ale ludzie nabierają się na różne promocje i okazje. Co kto lubi. Później czas na wiadomości dnia. Zabójstwo, pożar, strajk. Ja nie wiem, co się dzieje z ludźmi, ale mam wrażenie, że naprawdę ten świat dąży do upadku. Nieustannie.

Po chwili zmieniam kanał i słyszę utwór Coldplay'a ,,Scientist''. Jeśli ktoś, kto mnie nie zna, popatrzyłby na mnie i zobaczył czego słucham, zdziwiłby się. Lubię takie wolne piosenki, mimo że jestem, kim jestem i wyglądam, jak wyglądam. Nigdy nie wolno ocenić człowieka po wyglądzie i po muzyce, jakiej słucha. Tylko po wartościach, jakimi się kieruje.

Droga do kościoła zajmuje mi zazwyczaj co najmniej dwadzieścia minut. Niestety na obrzeżach Warszawy w samo południe jest spory ruch i jadę już czterdzieści minut. Dobrze, że wyjechałem wcześniej. Nie chciałbym się spóźnić na pogrzeb przyjaciela. Wysiadam z samochodu pod kościołem i widzę, że na miejscu są już rodzice Rafała. Stoją pod wielkim dębem znajdującym się obok kapliczki i cicho rozmawiają. Podchodzę do nich, a jego mama rzuca mi się zapłakana         w ramiona. Wiem, że jest jej ciężko w tej sytuacji i naprawdę nie mam pojęcia, co mogę jeszcze dla niej zrobić. Staram się być silny i twardy na zewnątrz. W środku jednak jestem uczuciowym facetem, który czasem się wzrusza. To żaden wstyd okazywać emocje. Nawet największy twardziel czasem płacze.

- Witaj Olek. - mówi wujek Zbigniew i klepie mnie po ramieniu w geście dodania otuchy. Wiem, że jest mu ciężko. Musi wspierać swoją żonę i sam powstrzymywać się od płaczu. Był z Rafałem bardzo blisko i źle zniósł jego śmierć. Wziął wolne, żeby zająć się jego narzeczoną i mieszkaniem, a później zwolnił się. Miał pomóc jej sprzątnąć jego rzeczy, a teraz chciał zostać w domu z żoną. Przez tyle lat był dla mnie jak ojciec. Mój tata umarł na raka, kiedy miałem cztery lata. Wychowywała mnie mama, a że rodzina Rafała mieszkała niedaleko nas, zaprzyjaźniliśmy się. Często chodziliśmy razem do kina lub do zoo. Jedliśmy razem obiady lub grillowaliśmy z okazji ukończenia roku szkolnego. Moje dzieciństwo dzięki nim było pełno zabawy i miłości. Wiele im zawdzięczam i nie potrafię sobie wyobrazić, co czują po stracie jedynego dziecka. Wspomnienia z Rafałem zalewają moją głowę w jednej chwili, przenosząc mnie do chwil, które zapamiętałem    z młodości.

Olek – jedenaście lat

Rafał ma dzisiaj urodziny i mama powiedziała, że będzie mógł zjeść taki kawałek tortu, jaki tylko zechce. Jak zawsze razem z Krystianem założyliśmy się, że większego jak trzy przeciętne kawałki nie zje. On jednak już od kilku minut próbuje nam pokazać, że się mylimy. Widzę, że zbiera mu się na wymioty, ale on to powstrzymuje i wpycha kolejną porcję. Całe usta ma umazane                 w czekoladzie, a palce obejmują mocno plastikowy widelec.

- Dobra skończ, bo puścisz pawia. – prosi go Krystian. Impreza odbywa się w ogródku na tyłach domu. My jednak oddaliliśmy się, żeby nikt nie widział, jak Rafał próbuje nam udowodnić swoją rację.

- Nie. Dam radę. – mówi z pełną buzią. Jego poczynania przerywa głos cioci.

- Chłopcy, gdzie wy jesteście? – nagle jej twarz ukazuje się obok nas. Siedzimy w krzakach, a ona przychodzi tu zmartwiona naszą nieobecnością. – Co wy wyprawiacie? – krzyczy na nas i patrzy   z wściekłością na brudnego Rafała. – Marsz do domu! Ale już!

Wszyscy trzej dostaliśmy od niej kazanie i później pilnowaliśmy Rafała, kiedy wymiotował. Oczywiście było nam przykro, że przez nas się przejadł, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Olek – dziewiętnaście lat

- Co dalej? – pyta zaciekawiony Rafał. Właśnie zakończyliśmy swoją edukację w technikum. Koniec czerwca nadszedł nieubłaganie, a my mogliśmy pochwalić się swoimi umiejętnościami     i zdobyć świat. Tak mówili na apelu. Ale prawda była inna. Dopiero teraz do nas dochodzi, że to koniec szkoły. Koniec rutyny. Wagarów. Koniec wolności. Nadszedł czas zmierzyć się z prawdziwym życiem, które nie jest łaskawe i proste. Powinniśmy znaleźć pracę, mieszkanie i dziewczynę. No dobra, może przesadzam. Najpierw trzeba zrobić imprezę. Jest piątek i u Rafała odbywa się tradycyjnie grill, a jutro nasz kolega z klasy robi wielką imprezę u siebie w domu. Siedzę teraz z Rafałem u niego w pokoju i rozmawiam na temat planów na przyszłość.

- Nie wiem. – wzruszam ramionami. Naprawdę nie wiedziałem jeszcze, gdzie chcę pracować. Miałem pewien pomysł, ale... gorzej z realizacją. Rafał czeka chwilę na dalsze wyjaśnienia, ale gdy widzi, że nic z tego, zaczyna naciskać.

- Okej mów. Widzę, że coś się dzieje. Jesteś jakiś małomówny. – upiera się Rafał. Zabrał mnie od razu po szkole do siebie, gdzie nasze matki przygotowują grilla. pokoju, a on czeka na moje wyznanie.

- Po prostu... ja wiem, że to głupie... ale chyba chciałbym zostać tatuażystą. – wyrzucam wreszcie. Powiedziałem to. Naprawdę to powiedziałem. - Założyć swoje studio i być szefem sam dla siebie. – patrzę na jego twarz, która nie wyraża żadnych uczuć. – No... powiesz coś? Co myślisz?

- Stary znasz moje zdanie.

- Nie, dlatego chcę je poznać.- mówię z wyrzutem. Nigdy o tym nie rozmawiałem z nikim.

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Zawsze będę cię wspierał, wiesz o tym? Moim zdaniem to świetny pomysł. Masz talent, a twoje rysunki są niesamowite. Powinieneś chociaż spróbować. Porozmawiaj z mamą. Na pewno pożyczy ci coś na start.

- Nie. – odmawiam kategorycznie. To głupi pomysł. – Chcę sam na to wszystko zapracować.

- Wiedziałem, że tak powiesz. Dasz radę. Wierzę w ciebie. A teraz chodź, bo jestem głodny. – klepie mnie po ramieniu i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie zamyślonego na łóżku. Ma rację. Czemu miałbym nie spróbować. To moje życie i tylko ja mogę je przeżyć tak, jak chcę.

Wracam myślami do tego, co dzieje się teraz. Ludzie dookoła rozmawiają cicho między sobą i najprawdopodobniej mówią o tym wypadku. To wielka tragedia, która wstrząsnęła miastem. Gazety pisały o tym wydarzeniu, a w telewizji pojawiały się komunikaty o poszukiwaniu jakichś świadków. Policja starała się ustalić, co właściwie się stało, ale nie potrafili. Wyjaśnienie, że to samobójstwo jak dla mnie było śmieszne. Nie znali go, ale wiedzieli, że miał dla kogo żyć. I nie zrobiłby tego.

- Dzień dobry. - witam się i odsuwam od siebie ciocię Tereskę. Jest typową pięćdziesięcioletnią panią w czarnej, dopasowanej spódnicy i bluzce do niej pasującej. Jej twarz z niewielkimi zmarszczkami wygląda na wykończoną. Zresztą nie ma co się dziwić. Straciła syna. Swojego jedynego syna i oczko w głowie.

- Już dobrze. - kładę jej rękę na ramieniu.

- Nic nie jest dobrze. Mój synek nie żyje. - zaczyna coraz bardziej szlochać. Wujek przytula ją, zabiera w stronę zakrystii i patrzy na mnie przepraszająco. Wiem, że jej reakcja jest normalna w takiej chwili. Rozpacz sprawia, że człowiek nie ma siły stawić czoła rzeczywistości. Wszystko go przytłacza i powoduje, że jest nieobliczalny. Stoję przez chwilę na dworze, aż w końcu po głębszym wdechu, podążam w stronę kościoła. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Gdy odbierałem tamtego wieczoru telefon od Krystiana, ścięło mnie z nóg. Jeszcze dzień wcześniej śmiałem się z Rafałem przy kawie, a teraz miałem patrzeć, jak zakopią go w ziemi. To dla mnie bardzo trudne.

Wchodzę do środka i zajmuję miejsce z przodu. Rodzice Rafała poprosili mnie, żebym siedział blisko nich. Jestem dla nich jak rodzina i stwierdzili, że przy nich jest moje miejsce. Mała Roksana kręci się na rękach Edyty i już narzeka. Nie chce siedzieć w kościele, bo jej się nudzi. Biorę ja na ręce i uśmiecham się, żeby trochę się uspokoiła. Dotyka moich tatuaży na rękach i zajmuje się nimi przez dłuższy czas. Po mojej lewej stronie siedzi Agata, narzeczona Rafała. Poznaliśmy ją, kiedy poszliśmy do technikum mechanicznego. Była nieśmiałą, niezwykle uśmiechniętą dziewczyną. Zawsze zajmowała czołowe miejsca w konkursach i udzielała się w różnych akcjach organizowanych w szkole. Zwróciła uwagę Rafała, a on wpadł jak śliwka w kompot. Chodził tam, gdzie ona, siedział zawsze niedaleko niej na przerwach, żeby móc na nią patrzeć. W końcu uknułem intrygę i umówiłem ich do kina. Z początku chciała uciec, ale w ostateczności została. Od tamtej pory byli razem.

Olek – siedemnaście lat

Rafał już kolejny raz chce iść do biblioteki. Jestem zszokowany tym, jak bardzo mu zależy na zdobyciu tej dziewczyny. Wszędzie za nią chodzi. Niedługo dojdzie do tego, że ona to zauważy i oskarży go o śledzenie. Jest mi go szkoda. Nigdy nie był pewny siebie i raczej nadawał się na kujona niż notorycznego podrywacza. Jednak ta dziewczyna coś w nim zmieniła. Sprawiła, że zaczął spryskiwać się toną perfum i częściej zmieniać koszulki. Dbał o siebie, ale jednocześnie wstydził się zagadać. Miałem tego dość. Gdyby nie ja, to nawet nie znałby jej imienia. Naprawdę żałosne. Zaczepiłem któregoś razu jej koleżankę i zapytałem o imię Agaty, mówiąc, że miała mi polecić jakąś książkę. Była młodsza i nie wiedziała, że gada z nią szkolny podrywacz, który nie zagląda do biblioteki za często. Chyba, że chodziło o tajemną randkę między regałami. O tak, to jest coś.

Jej koleżanka powiedziała, że Agata jest w kawiarni nieopodal szkoły. Potrzebne mi było imię, ale ta informacja w późniejszym czasie okazała się przydatna. Gdy Rafał poznał jej dane zaczął jak idiota wypisywać je w zeszycie. Myślałem, że robią tak tylko baby, ale najwidoczniej się myliłem. I on był świetnym przykładem. Ozdobnymi literami napisane na tyle zeszytu imię Agaty rzucało się w oczy. Starałem się jednak być wyrozumiały. Ale teraz to przesada. Minęły trzy miesiące, a on nie zamienił z nią ani słowa. Postanawiam działać. Proszę Krystiana, żeby zatrzymał Rafała w warsztacie, a sam udaję się w poszukiwaniu Agaty. Odnajduje ją od razu przy jednym ze stolików. Siedzi zaczytana w jakąś grubą powieść i okręca na palcu kosmyk włosów. Ma na nosie okulary, których nie nosi na co dzień. Domyślam się, że są jej potrzebne do czytania. Nachyla się nad książką i uśmiecha pod nosem nieświadoma, że ktoś ją obserwuje. Zbieram się w sobie i podchodzę lekko zdenerwowany. Nie wiem, jak zareaguje na moją propozycje i trochę się boję. Agata patrzy na mnie zza okularów i po chwili zdejmuje je zawstydzona. Na jej policzkach pojawiają się rumieńce, które dodają jej dziewczęcości. Może nie lubi się w nich pokazywać? Albo stresuje się rozmową ze mną?

- Hej. – mówię przyjaźnie, uśmiechając się rozbrajająco. Dziewczyny lecą na ten uśmiech i mam nadzieję, że tutaj w tej sytuacji pomoże mi zdobyć jej numer.

- Cześć.

- Posłuchaj tak sobie pomyślałem może dałabyś mi swój numer? – patrzy na mnie zdziwiona i widzę, że chyba nie będzie to takie proste, jak myślałem. – Eee ... to znaczy... ja po prostu pomyślałem, że może chciałabyś się ze mną pouczyć? Co ty na to?- proponuje, łżąc jak pies.

- Pytasz serio?- unosi brwi zdziwiona. Patrzy na moje tatuaże na rękach i wraca z powrotem do mojej twarzy. Dopiero zaczynam za zgodą mamy rysunki na swoim ciele i mam nadzieję, że będzie ich więcej. Ale tylko na rękach. Chcę mieć rękawy do samych ramion. Jakieś skomplikowane wzory albo wręcz przeciwne – rzeczy ważne dla mnie.

- Tak. Słabo mi idzie z matmą, a z tego, co słyszałem od nauczycieli ty jesteś bardzo zdolna. Pomyślałem, że może mogłabyś mi pomóc.

- W porządku. – mówi po dłuższej ciszy. - Możemy się spotkać. Jutro o piętnastej w bibliotece ci pasuje?- patrzy na mnie z uśmiechem.

- A nie moglibyśmy u mnie w domu? Ja lepiej kumam wszystko w swoich czterech ścianach, a moi rodzice chcą być przy tym. To znaczy no... chcą sprawdzić, czy na pewno nie będę się wygłupiał. – wymyślam na poczekaniu.

- Czyli twoi rodzice będą w domu?- szuka podstępu.

- Tak. – potakuję grzecznie.

- Dobrze. – uśmiecham się na jej odpowiedź i mam ochotę krzyknąć z radości. Udało się. Załatwiłem właśnie randkę przyjacielowi.

- To spotkajmy się jutro o siedemnastej przed kinem. Stamtąd pokażę ci drogę do mnie. Niestety nie mam prawa jazdy i nie mogę po ciebie przyjechać. A i daj mi może swój numer na wszelki wypadek.

- W porządku. – uśmiecha się i zabiera ode mnie komórkę. Wstukuje swój numer i nagle rozlega się dzwonek. Pakuje książkę do torby i żegna się machnięciem ręki. Oddycham z ulgą i idę do chłopaków. Przez całą drogę do warsztatu uśmiecham się jak głupi. Krystian rozmawia z Rafałem na temat wymiany klocków hamulcowych, a gdy mnie widzi unosi brwi pytająco. Kiwam głową, żeby przekazać mu dobrą wiadomość i postanawiam od razu pogadać z Rafałem.

- Idziemy jutro do kina?- proponuję podstępnie. Chcę ściągnąć ich w to samo miejsce.

- Jutro?- dziwi się. Wie, że wolę planować wszystko z wyprzedzeniem, mimo że jestem czasem mało rozgarnięty.

- No. Zobaczymy, jaki jest repertuar. Siedemnasta pod kinem co ty na to?

- Spoko. – zgadza się. Patrzy na Krystiana i pyta, czy mu pasuje.

-Tak jasne. – kiwa głową z chytrym uśmieszkiem i wraca do pracy. Teraz tylko pozostaje mi wymyśleć coś, żeby Agata nie zwiała, gdy dowie się, że umówiłem ją z kumplem.

Niecałe pół roku temu Rafał się jej oświadczył. Byli ze sobą pięć lat, a on miał dość czekania. Uznał, że to jego wielka miłość i innej nie znajdzie. Agata zgodziła się oczywiście radosna, że wreszcie wezmą ślub, a teraz siedzi zapłakana i samotna. Do czego to dochodzi? Jaka niesprawiedliwość ją dotknęła? Jest niesamowitą dziewczyną, udziela się w akcjach charytatywnych i chodzi czasem do domu dziecka. Sama z siebie pomaga innym i czy naprawdę nie zasłużyła na odrobinę dobra? Trzyma mnie za rękę, a ja staram się być dla niej w tym momencie opoką. Potrzebuje kogoś przy kim będzie mogła się rozpaść. A ja muszę być tym kimś. Jej rodzice dwa lata temu zeszli z tego świata i miała tylko Rafała. A teraz? Ciocia i wujek nie byli w stanie pomagać i jej. Sami sobie nie radzą z cierpieniem, więc ta rola przypada mnie. Czuję się w obowiązku jej pomóc. On by tego chciał. Roksana obejmuje moją twarz i wtula się      w moją szyję. Puszczam rękę Agaty i przytrzymuję małą obiema rękami, żeby nie spadła.

Rozglądam się wokoło. Nie jestem wierzący i nie chodzę do kościoła. Co prawda mam wszystkie potrzebne sakramenty, ale w głębi duszy w nic nie wierzę. Nigdy nie byliśmy religijną rodziną.

Moja mama jest w delegacji i niestety nie mogła się wyrwać. Było jej przykro, ale za kilka dni miała się pojawić i odwiedzić grób Rafała. Dzwoniła do cioci i mówiła o tym, a oni zrozumieli. Powiedzieli, żeby innym razem przy okazji ich odwiedziła.

Po pewnym czasie kościół zaczyna wypełniać się ludźmi. W końcu zapada cisza, a ksiądz rozpoczyna pogrzeb. Oglądam się za siebie, żeby zobaczyć, kto się pojawił. Widzę przyjaciół, rodzinę, a nawet znajomych ze szkoły. Dużo ludzi przyszło go pożegnać. Był lubianym facetem. Troskliwym, opiekuńczym i zawsze pomocnym. Wiadomość o jego śmierci zszokowała całe miasto i na każdym kroku słyszało się tę historię. Ludzie robili różne spekulacje na ten temat. Mówili, że jechał za szybko, jak to młodzi jeżdżą, a inni mówili, że miał pecha i to był nieszczęśliwy wypadek. Ja sam już nie wiedziałem w co mam wierzyć. Nie pasowało mi coś.

Wszystkich ludzi znam. No prawie wszystkich jak się okazuje. Moją uwagę przykuwa dziewczyna stojąca w nawie na samym końcu po przeciwnej stronie. Nie widziałem jej nigdy. Rafał był moim przyjacielem i znałem wszystkich z jego otoczenia. A jednak jej obecność mnie zaskakuje. Dziewczyna jest naprawdę piękna. Bardzo naturalna z blond włosami, które na pierwszy rzut oka widać, że nie są farbowane. Z daleka widzę, że jej oczy są cholernie niesamowite. Co prawda nie potrafię odgadnąć ich koloru, ale pasują do jej pięknej postaci. Chyba poczuła, że ktoś na nią patrzy, bo zaczęła nerwowo rozglądać się po zebranych.

W końcu jej wzrok pada na mnie. Przez chwilę przygląda się mojej twarzy, aż w końcu spuszcza głowę. Wpatruje się w swoje dłonie, jakby były czymś bardzo interesującym. Gdy pogrzeb się kończy, a wszyscy zaczynają wychodzić z kościoła, podchodzę do trumny. Roksanę oddałem Edycie i mogłem teraz pożegnać przyjaciela. Przyglądam się wiązankom, które leżą na wieku i czytam napisy na wstążkach. To wszystko powoduje, że mam łzy w oczach. Kochałem go jak brata i nie mogę uwierzyć, że go nie ma. Cierpię po jego stracie. To dla mnie za dużo. Ocieram łzę i uspokajam galopujące serce.

Żegnam się z Rafałem i idę na parking. Odpalam papierosa i rozglądam się wokół. Palę tylko w takich ciężkich sytuacjach. Zawsze mam przy sobie paczkę, ale czasem wystarcza mi nawet na pół roku. Ludzie stoją w grupkach, rozmawiają i zapewne lamentują nad tym, jak młodzież jest nieodpowiedzialna. Rafał zginął w wypadku. Jego ścigacz rozbił się o drzewo. Podobno jechał szybko i stracił panowanie nad pojazdem. Ja jednak w to nie wierzę. Po pierwsze jeździł dosyć wolno i uważnie. A po drugie miał kochającą narzeczoną i na pewno nie zrobiłby nic głupiego. Nie wiedzą, co się stało, więc niech nie oceniają.

Mój wzrok przykuwa dziewczyna z kościoła. Stoi przy harleyu i szuka kogoś w tłumie. Jej oczy świdrują ludzi wnikliwie i zatrzymują się na rodzicach Rafała, stojących z jego narzeczoną. Widzę na jej twarzy grymas bólu. Obejmuje się ramionami i pociera je, tak jakby sama siebie pocieszała. Mam ochotę podejść do niej i zapytać, co robi na pogrzebie mojego przyjaciela, ale w tym momencie zagaduje mnie Krystian.

- Co tam stary? – trzyma ręce w kieszeniach swoich garniturowych spodni. Krystian jest młodszy ode mnie o rok. Ma dwadzieścia trzy lata i pracuje w policji. To facet mierzący jedynie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, co w porównaniu do reszty chłopaków z naszej paczki jest mało. Jednak nadrabia szerokością. Chodzimy razem każdego dnia na siłownię z samego rana, żeby utrzymać kondycję. Krystian pracuje już pewien czas w policji i jest bardzo sprawny. Rozbudowuje swoje mięśnie i dziewczynom to się naprawdę podoba. Szkoda, że mu niekoniecznie. Nigdy nie był w związku. Nigdy. Kiedyś sypiał z różnymi dziewczynami jeszcze, gdy zaczynał pracę w policji, ale później przestał. Nie miał czasu ani chęci. Bardzo się zmienił. Czasem nawet z Rafałem rozmawialiśmy o tym, żeby jakoś go rozruszać. W jakikolwiek sposób. Ale nie wyszło.

- Nic. – wzruszam ramionami. Co innego mogę mu powiedzieć. Dobrze wie, jak się czuję. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa.

- Wciąż w to nie mogę uwierzyć. – mówi po chwili, opierając się obok mnie o samochód. Jest wykończony tak samo, jak ja. Był na zmianie, kiedy zadzwonili z wezwaniem do wypadku. Co prawda został odsunięty od sprawy, ale widział szczątki motoru Rafała.

- Taaak ja też. - przeciągam słowa i wyrzucam papierosa. Wkładam ręce do kieszeni i patrzę w kierunku rodziców Rafała. Dziękują dalekim krewnym za przyjazd i zapraszają na stypę. Starsza siostra Rafała trzyma swoją pięcioletnią córeczkę na ręku i patrzy w moją stronę. Uśmiecha się smutno i mówi coś do małej na ucho. Stawia Roksanę na ziemi, a mała biegnie do mnie. Mija ludzi idących na parking i manewruje między stojącymi samochodami. Biorę ją na ręce i podnoszę jak najwyżej.

- Wyżej wujek! Wyżej! – śmieje się. Całuję ją w policzek i pytam, co słychać u mojej księżniczki. Ma na sobie ciemną sukienkę i różowe kokardki we włosach, co wygląda niecodziennie na pogrzebie. Ale z drugiej strony nie powinno się dziecka obarczać takimi wydarzeniami. Zmarł właśnie jej chrzestny. Edyta, siostra Rafała, jest ode mnie starsza sześć lat. Mieszka za granicą razem z mężem i córeczką. Niestety nie mógł on dzisiaj przyjechać, ale ma się pojawić jutro. Na kilka dni postanowili przyjechać do rodziców, żeby być z nimi w tych trudnych chwilach,                a Roksana miała być takim słoneczkiem. Dziadkowie zajmą się nią i nie będą tak bardzo rozmyślać o synie. Z Roksaną miałem lepszy kontakt niż pozostali przyjaciele. Łukasz poznał ją dopiero dwa lata temu i traktował z dystansem, a Krystian bał się dzieci. Bawi się z nią często, ale nigdy nie bierze jej na ręce. Nie chciał jej zrobić krzywdy. Na jego nieszczęście ona to lubi i dlatego ja najbardziej przypadłem jej do gustu. Noszę ją na rękach, podrzucam do góry i robię samolot. Dlatego uwielbia mnie i chce, żebym z nią rozmawiał.

- Wujek jedziesz z nami? Mama mówi, że zjemy frytki. – uśmiecha się i patrzy na moje wytatuowane ręce. Widzieliśmy się pół roku temu na kolacji wigilijnej i wtedy opowiadałem jej o swoich rysunkach. Była bardzo ciekawską dziewczynką. Nauczyłem ją nawet rysować samochód.

- Frytki? No pewnie, że jadę. – uśmiecham się do niej i patrzę w kierunku dziewczyny z kościoła. Mała zaczyna się kręcić i mówi, że biegnie do mamy. Staje obok niej i mówi coś śmiesznego, co rozśmiesza wszystkich wokół.

Po chwili wracam spojrzeniem do dziewczyny w czarnej, opiętej sukience. Jej niesamowite ciało jest podkreślone przez nią i nie pozostaje wiele do wyobraźni. Nie spuszczam z niej wzroku i czekam na jej ruch.

- Spodobała ci się? - pyta po chwili Krystian. Zauważył, że mój wzrok cały czas spoczywa na dziewczynie. Przed nim nic się nie ukryje. Jest dobrym obserwatorem.

- Znasz ją? - pytam ciekawy.

- Nie. Pierwszy raz ją widzę. - stwierdza. Dziewczyna zachowuje się jakby usłyszała, co mówimy. Po chwili zakłada kask, i wsiada na bestię. Odjeżdża z hukiem, a nam opada szczęka. Rzadko się zdarza, żeby dziewczyna siadała w sukience na skuter. I rzadko się zdarza, żeby jakaś od pierwszego wejrzenia wpadła mi w oko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Com